„Pan Gąsienica i Alicja przez dłuższą chwilę przyglądali
się sobie bez słowa. W końcu Pan Gąsienica wyjął z ust fajkę i zwrócił się do
niej sennym, leniwym głosem:
- Kimże TY jesteś?
Nie zabrzmiało to jak zaproszenie do miłej pogawędki.
Alicja odpowiedziała mu nieśmiało:
- Kimże… Ja… ja nie za bardzo wiem, proszę pana, kim teraz
jestem, ale wiem przynajmniej, kimże ja BYŁAM, jak się obudziłam dzisiaj rano,
tylko… tylko, że od tamtego czasu zmieniłam się kilka razy w coś innego.”
(Lewis Carroll, Alicja w krainie czarów, tłum. B.
Kaniewska, Poznań 2010)
Urodziny. Żadne tam okrągłe, zwykłe, kolejne, szeregowe. Ale,
kurczaki! Jest nerwowość… Kryzys wieku średniego, świadomość upływu czasu czy moja
zwykła życiowa uważność, nie wiem. Lubię czasem podliczyć słupki. W zasadzie
ciągle to robię. Idę przez życie, patrzę, doświadczam, analizuję, wyciągam
wnioski. Moja baza duchowa zmienia się ciągle, jak ludzie wokół mnie, jak
kolejne lepsze i gorsze doświadczenia. Mielę dane jak komputer. Czasem wynik
jest pozytywny, czasem niepokojący. Unikam podsumowań sylwestrowo-noworocznych,
bo to nie mój jubileusz, ale urodziny… Bardzo osobista sprawa…
To był dobry rok nauki świata, ludzi, relacji, postaw. W moim
życiu tak naprawdę tego lubię się uczyć. Czasem doświadczam głębokich
rozczarowań, czasem genialnych odkryć. Tych drugich jest więcej, albo to ich
szukam, nawet w najbardziej beznadziejnych przypadkach. Rok dużych zmian
politycznych obnażył małość i wielkość wielu spośród moich znajomych. Abstrahuję
od stron sporu, reprezentowanych postaw i kierunków, koncentrując się raczej na
poziomie dyskusji, zasadach życia towarzyskiego etc. Kryzys imigracyjny dolał
oliwy do ognia. Stoję i patrzę jak wokół mnie przez bezmiar życia codziennego i
Internetu przelewa się fala wzajemnej nienawiści do przybyszów, oponentów
politycznych, światopoglądowych, wyznawców innej/jakiejkolwiek/żadnej religii,
konsumentów warzyw i mięsa, brodaczy i gładkolicych, rowerzystów i
zmotoryzowanych, biegających w butach z amortyzacją i na zerowym dropie. Patrzę
jak bardzo ludzie lubią oceniać, przypinać łatki, segregować, wrzucać do
pudełek z etykietami na lata. Dlaczego?! Bo tak łatwiej, bezpieczniej oswoić
swój strach przed różnorodnością, odmiennością. Dlaczego ludzie boją się
inności? To proste. Bo mają kompleksy, niskie poczucie własnej wartości. Sami
chcieliby być jacyś. Ustalają wzorzec siebie, najczęściej podebrany z szeroko
rozumianych „elit” i konsekwentnie realizują proces upodabniania. Szukają dróg
na zewnątrz, zamiast do wewnątrz. Co nas w życiu pociąga? Przyciąga?
Naturalność. Szczerość. Jak można być szczerym, kiedy się kogoś udaje, powiela
pozy i poglądy? Jak można być szczęśliwym w czyimś paradygmacie? I kiedy już
jest ten wymarzony dom, to auto, to stanowisko czy miejsce na zawodach, nagle
okazuje się, że szczęścia nadal brak. Najpiękniejsze w naszym życiu, w życiu
bogatych (tak!) Europejczyków jest to, że możemy wybierać jak chcemy żyć.
Jesteśmy w niewielkim procencie szczęściarzy tego świata, którzy nie muszą codziennie
zabiegać o przeżycie, strawę, bezpieczeństwo dla siebie i rodziny, a mimo to
nie potrafimy cieszyć się życiem, szczęściem, dobrobytem, zdrowiem i pokojem,
bo ciągle patrzymy w przyszłość, projektując kolejne wizje własnego szczęścia;
albo w przeszłość, analizując błędy, które mogliśmy popełnić na drodze do
niego, bo przecież ciągle się wymyka. Tymczasem życie, szczęście jest tu i
teraz! W miejscu, gdzie są tylko nasze ciała, bo myśli i uczucia kierujemy w
pustkę.
Ja żyję tu i teraz. Z każdej chwili staram się wyciągnąć
maksimum nauki, emocji, wniosków, uczuć, myśli. Mam plany, marzenia,
wspomnienia, które kocham i pielęgnuję, ale nie daję się im opętać. Jestem
prawie doskonałą wersją siebie. Nie mam konkurencji. Zmieniam się. Życie,
napotkani ludzie, suma doświadczeń, przeczytanych książek, wysłuchanych
piosenek i przebiegniętych kilometrów mnie zmienia. Jestem każdego dnia inna,
ale zbudowana na tym samym rdzeniu charakteru i wrażliwości. Jestem magnesem,
który przyciąga jednych ludzi, innych odpycha, kumuluje śmieszne sytuacje i
generuje mnóstwo aktywności. To ja. Nie chcę być nikim innym. W żadnym innym
wieku.
39/40 lat… Hmmmm… Tak naprawdę nic już nie muszę. Zawodowo w
normie, rodzinnie w normie, niezależność osobista, finansowa zachowana, zdrowie
dopisuje, cudowni ludzie wokół. Mogę żyć jak chcę i żyję. W nosie mam, co mi
wypada, a co nie. Robię sport, bo daje mi szczęście, siłę i spełnienie. Patrząc
zupełnie chłodno, przy obecnych warunkach mam jeszcze 10 lat fajnego czasu na
aktywność sportową – jak tu cokolwiek odkładać na później? :) Ja naprawdę nie mam już na co czekać. Więc nie dziwcie się
moim pomysłom i aktywnościom, ja po prostu jestem na swojej drodze, a one są
jej konsekwencją. Mam duże wsparcie wśród najbliższych i przyjaciół, które
bardzo sobie cenię, krytykę przyjmuję i analizuję, jednak bezwzględnie
odrzucam, jeśli nie zgadza się z moją mapą. Niektórych ludzi, jak balast, po
prostu trzeba zostawić po drodze. Wyprostować plecy, spojrzeć w swoje słońce i
ruszyć dalej. W kolejny dobry rok :) Zwłaszcza, że mam dobry układ z Czasem ;)
„Marcowy Zając wziął do ręki zegarek i przyglądał mu się ponuro, potem zanurzył go na chwilę w filiżance z herbatą i znowu popatrzył (…) Alicja z ciekawością zajrzała mu przez ramię.
- Ale śmieszy ten zegarek! – powiedziała – Pokazuje dni
miesiąca, a nie pokazuje, która jest godzina!
- A czemu miałby pokazywać? – mruknął Kapelusznik – A czy
TWÓJ zegarek pokazuje ci, który jest teraz rok?
(…) Alicja westchnęła ciężko.
- Moglibyście lepiej wykorzystać czas – powiedziała –
zamiast go trwonić na zadawanie zagadek, na które nie znacie odpowiedzi.
- Gdybyś znała Czas równie dobrze jak ja – wtrącił Kapelusznik
– nie mówiłabyś o nim, jak o rzeczy. Czas to jest dopiero KTOŚ.
- Nie rozumiem o czy mówisz – powiedziała Alicja.
- O KIM, o KIM! Pewnie, że nie rozumiesz. – Kapelusznik pogardliwie
potrząsnął głową – Z pewnością nie miałaś okazji rozmawiać z Czasem.
- Może i nie – ostrożnie odpowiedziała Alicja – ale wiem,
że na lekcjach muzyki muszę zabijać czas.
- O! To wiele wyjaśnia – powiedział Kapelusznik – Czas nie
znosi, gdy się go zabija. Widzisz, gdybyś utrzymywała z nim lepsze stosunki, on
zrobiłby z twoim zegarkiem, co byś tylko chciała. Wyobraź sobie na przykład, że
jest dziewiąta rano i zaraz masz zacząć lekcje: wystarczy szepnąć mu słówko, a
wskazówki przyspieszą i ani się obejrzysz, jak popędzą do przodu! I już pół do
drugiej, czas na obiadek!”
(Lewis Carroll, Alicja w krainie czarów, tłum. B.
Kaniewska, Poznań 2010)
W wigilię swoich ostatnich urodzin, przedwczoraj – zaraz po
tym, jak ściągnięto mi opaskę z oczu – zobaczyłam ognisko 39 świeczek na torcie,
które jednak zbladło przy świetle serc moich przyjaciół skupionych wokół stołu.
Czas zrobił mi tę uprzejmość i się dla mnie wtedy na trochę zatrzymał. Było i
jest mi od tego momentu bardzo ciepło… Dziękuję. Biorę te uczucia i ciepło ze
sobą na dalszy etap mojego biegu, zwanego życiem. Do zobaczenia na kolejnym
punkcie kontrolnym. Mam nadzieję, w podobnym składzie. Ahoj!
extrashoty - Fotografia Piotr Oleszak
Za każdym razem, gdy czytam Twoje teksty czuję radość, optymizm, zadowolenie. Masz Karolina w sobie mnóstwo pasji, dlatego "zwykłe" 39 brzmi jak magiczna liczba. Zarażaj innych swoją fascynacją życia, dokładnie tak jak robiłaś to dotychczas i robisz dalej! Już się nie mogę doczekać Twojej czterdziestki ;)
OdpowiedzUsuńWszystkiego dobrego!
Pozdrawiam!
Dziękuję, Evo :) Tyle miłych słów, które dodają jeszcze więcej sensu do tego, co robię i piszę. Ładujesz mi do pieca ;) Dzięki !! Zostań ze mną :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
KIM