czwartek, 19 listopada 2015

Jednak jest życie na tej planecie!




Wróciłam! 
To był kryzys. Kryzys pisania… Kryzys czasowy… Życie po prostu. Najpierw żyję, potem biegam, potem piszę. Trochę mi się proporcje w ostatnich miesiącach poprzesuwały. Dużo się działo. Lubię jak się dużo dzieje.

Ale to nie do końca tak, że nie piszę, bo nie mam czasu. Nie piszę, bo tak naprawdę zastanawiam się, czy ktoś to czyta? Czy ma ochotę? Czy kogoś jestem w stanie zainteresować swoimi opowieściami, przemyśleniami, spojrzeniem na świat? Czy to nie jest trochę zobowiązanie towarzyskie wobec mnie? Sama najlepiej wiem, jak traktuję wpisy na blogach, które obserwuję. Przebiegam wzrokiem, na niektóre w ogóle nie wchodzę. Dlaczego? Bo wiem, co tam znajdę. Takich, które czytam regularnie jest zaledwie kilka. Są albo rzetelne, systematyczne, specjalistyczne; albo pełne pasji, odzwierciedlające charakter autora. Te lubię najbardziej.

Nie interesują mnie porady przekopiowane z artykułów branżowych lub innych blogów. Nie działają na mnie banalne hasła motywacyjne. Nie interesują mnie relacje z biegu na 5 km. Okrutne? Hmmm… Szczere.

Zastanawiam się czasem, jak zmieniło się nasze życie w ostatnich latach, jak ciągle się zmienia. Kiedyś nie było takiego nawału dóbr wszelkich, dostępu do technologii, informacji, wydarzeń wszelkiej maści, ale był czas – na rodzinę, przyjaciół, spotkania, siedzenie w kuchni przy herbacie, żarty i opowieści. A dziś mamy wszystko, co można kupić za pieniądze, a brakuje nam czasu, bo albo chcemy być wszędzie, robić wszystko, skorzystać z każdej okazji, a kiedy się ma różne zainteresowania, trochę się tego uzbiera – to moje zagrożenie. Albo się pracuje więcej i więcej, żeby mieć więcej pieniędzy, za które można kupić więcej dóbr materialnych, które budują nasz status, również w sporcie. Gdzie tu miejsce na drugiego człowieka? Na rozmowę, na poznanie się? Relacje międzyludzkie dramatycznie się spłycają. Nazywamy przyjaciółmi ludzi, z którymi przez 15 minut pijemy kawę, wymieniamy informacje zamiast uczuć, myśli, refleksji; ludzi, których z jakichś powodów potrzebujemy, których dobrze jest znać. Czy to są prawdziwe relacje? Proponuję zrobić test. Zamilknąć. Zniknąć. Ilu spośród „przyjaciół” się odezwie, zapyta: co słychać? co się dzieje? Nie kiedy jest się „gwiazdą” po udanym starcie/koncercie/projekcie/wakacjach/ślubie/narodzinach dziecka, ale w życiu szarym, nudnym, albo kiedy coś wyjątkowo spektakularnie nie pójdzie. Kto pomyśli, kiedy nie myśli nikt? Kto bezinteresownie poświęci kawałek swojego życia, żebyś poczuł się lepiej, nie sam.

Prawdziwy przyjaciel nie musi być zawsze przy boku, ale kiedy się pojawia, wszystko jest szczere, autentyczne i niewysilone. Skąd na fb i innych mediach społecznych mają się brać prawdziwe relacje? Ano z życia! Z życia prawdziwego, bo to, co tu to tylko pewna jego emanacja, kreacja, komunikacja, znak dziejów, nie do cofnięcia. Ale do pozytywnego wykorzystania. Technologia to zysk, jeśli nie zamyka nas na drugiego człowieka, na życie w swym pięknie i brzydocie, potoczystości i trudzie. Czy umiesz patrzeć w oczy i cierpliwie słuchać, co ma ci do powiedzenia dziecko, mąż/żona, przyjaciel? Czy znajdujesz na to czas i ochotę? Czy chcesz czytać to, co ja piszę? Bez przerywania, wtrącania własnego ego, sprowadzania wszystkiego do nabijki, beki, szydery, wszystkowiedzącej krytyki?  Bez zasłaniania się brakiem czasu, który marnujesz na głupoty?

Skoro dotarłaś/eś do tego miejsca tekstu, albo jesteś na dobrej drodze, albo zaintrygowała cię moja zamierzenie prowokacyjna postawa. I teraz trzeba sobie odpowiedzieć na pytanie: czy warto marnować czas na czytanie głupot? Czy warto marnować czas na ludzi, którzy nic do niego nie wnoszą, tylko wynoszą garściami? Ja wiem, że warto koncentrować się na tym, co szczere, pełne pasji, mądrości życiowej.

Ocenę tego, czy to, co ja proponuję jest takie, zostawiam tobie, Czytelniku. Nie zależy mi na setkach lajków, wolę kilka szczerych. Nie piszę zarobkowo i sponsorzy nie zasypują mnie towarem; nie żebym nie chciała, byłoby w dechę, ale nie jest to moim celem w ogóle. Nikogo do niczego też nie namawiam, jeśli znalazłaś/eś swoją drogę, doskonale wiesz, że jesteś we właściwym miejscu; nie motywuję inaczej niż przez własną radość z aktywności, bo każdy najlepiej zna swoje cele i myśl o nich  jest motorem wszelkich działań, tak w życiu, jak i w sporcie. Piszę i będę pisać, bo chcę się dzielić czymś prawdziwym z ludźmi, których to autentycznie interesuje, w tym ze mną samą za lat kilka, kilkanaście. Nie chciałabym się wtedy wstydzić i nie chcę, żebyście teraz musieli się czuć zażenowani poziomem tego, co czytacie.

Nadal będę to robić rzadko, bo wszystko, co mnie porusza potrzebuje czasu, żebym zrozumiała, jak to ugryźć, przetrawić i wykorzystać w swoim życiu, żeby stać się lepszym człowiekiem. Nie lepszym w imię jakieś religii, ideologii, etyki. Nie to mnie interesuje w rozwoju. Każdego dnia chcę się stawać lepszą wersja siebie i wieczorem kładąc się spać mieć świadomość, że nie zmarnowałam dnia. Że nie zmarnowałam danego mi czasu, w tym tego, który poświęcasz na lekturę zapisu moich myśli i doświadczeń, Czytelniku.

I jedna prośba ode mnie, przed świętami. Zamiast kolejnej zabawki, sprezentuj dziecku wspólne popołudnie, pieczenie ciasteczek, klejenie modeli, cokolwiek. Zamiast kolejnego gadżetu dla męża/żony/przyjaciela/przyjaciółki, zrób coś własnymi rękami: ciasto, czapkę na drutach, porządek w szafie czy albumie/folderze ze zdjęciami – coś, gdzie uda się zawrzeć najcenniejsze dziś dobro: własny czas. To najcenniejszy dar.

Dziękuję za twój.