RHYTHM’N’GWINT
PRZYGOTOWANIA, KTÓRYCH NIE BYŁO

Od przekroczenia w dzikiej radości mety 55 km w roku 2014 i
witaniu w Wolsztynie finiszerów etapu 110 km, wiedziałam, że wystartuję w kolejnej
edycji.
Teraz miałam przebiec swoje pierwsze 100 km. Wielka niewiadoma. Czułam się jednak dość
pewnie po całkiem udanej Łemkowynie. Kiedyś trzeba przecież zaryzykować. Wróć.
Ciągle to robię…
[Męskie Granie. 2013. Jutro jest dziś (Katarzyna Nosowska
& O.S.T.R )]
Mój spokój i pewność zaczynały jednak powoli wyparowywać.
Dość ciężko przeszłam okres grypowy, infekcje męczyły mnie do przedwiośnia, co
wpłynęło na ograniczenie i tak skromnych objętościowo wybiegań. Przyplątała się
kontuzja żebra i kilka dość niefortunnych startów, z których najbardziej
odchorowałam głową Olęderski Maraton Crossowy, zaledwie 2 tygodnie przed GWiNTem.
To wydarzenie potężnie zryło mi berecik: zaliczyłam malowniczą wywrotkę na
pierwszym kilometrze, podpaliłam cały początek, zgubiłam drogę na 19 km i straciłam całe serce
do tego biegu na 23. Resztkami godności ukończyłam ten bieg, ale za wesołe to
nie było. Postanowiłam jednak zawalczyć i spróbować zrobić GWiNT 110 po
swojemu. Przypomniałam sobie, dlaczego tak naprawdę wybrałam ten sport.
[Cyndi Lauper - Girls Just Want To Have Fun]
Po swojemu, czyli
sama, co najbardziej na takich trasach lubię, na czystej radości z biegania, na
spokojnie, bez kozakowania, bez walki o miejsca, chłonąc, ile się tylko da, z
tego, co wokół. Chciałam to zrobić na spokojnie, ale w moim stylu: nice and
easy, ale kiedy trzeba nice and rough !! Niech koła się toczą!! :D
[Tina Turner – Proud Marry]
Nie lubię za dużo przygotowywać się do biegu i pielęgnować stresu, dość sprawnie dokonałam koniecznych zakupów: żele, saltsticki, zamrażacz, plasterki, kilka batonów, sok pomarańczowy (mój must have) i nowa bufka, w imię świętej zasady – co się nie dobiega, to się dowygląda ;), co piszę z dużą dozą humoru i rezerwy, bo jak można dobrze wyglądać po 110 km, a zwłaszcza w trakcie :D Wyciągnęłam plecak, bukłak, buty, kompresy, czołówkę, zegarek i lekkie ciuchy biegowe, licząc na dobrą pogodę, postanowiłam biec na krótko, co okazało się strzałem w dziesiątkę. Podzieliłam wszystko na kupki: to na start, to na przepak, to na metę. Warto sobie tak rozplanować sprzęt, potem nie ma kłopotu, co gdzie zabrać. Zrobiłam to tak naprawdę na ostatnią chwilę. Zapakowałam graty i Rutkę do samochodu, ruszyłyśmy do Grodziska. Najbardziej lubię ten moment przed biegiem, kiedy zaczyna pachnieć przygodą.
[Skalpel –
On the Road]

Po odebraniu pakietów, zjedzeniu pysznego makaronu w Grodzisku, „nadaniu” przepaków i wypuszczeniu Piotra Oleszaka na trasę 100 mil, wylądowałyśmy z Karoliną Rutą w domu moich rodziców w Wolsztynie. I teraz quizik. Czego można zapomnieć na start sezonu, na który czeka się bite pół roku:
a) butów,
b) skarpetek,
c) majtek,
d) zakrętki do bukłaka?
Werble. Chwila napięcia...
[Wojtek
Mazolewski Quintet – Heart Shaped Box]
Odpowiedź – wszystkiego !! Ale w
ramach litości koleżeńskiej, oszczędzę szczegółów, kto z nas zapomniał czego :D
Nadmienię tylko, że w grodziskiej pasmanterii nabyłam skarpetki Runner, które w
połączeniu z prawie nowymi butami zrobiły mi na trasie 3 dziury w stopach :D
Jednak mrożących krew w żyłach
opowieści nie koniec, ponieważ, usiłując skraść trochę snu przed startem,
otrzymałyśmy, druzgocącą informację o d Piotra, że ze względu na kontuzję był
zmuszony zejść z trasy… Całe moje wesołe nastawianie się na przygodówkę w
sekundę zamieniłam na intensywny trening motywacyjny ze słuchawkami w uszach.
[Hans Solo – Dopóki jestem]
Odsunęłam wszystkie wątpliwości i
zasnęłam na rozkaz, przekona, że dam radę. W końcu mam w sobie ten ogień i nie
zawaham się go użyć!! Sama napiszę swoją historię i wypalę ziemię za sobą!! :P
[Alicia Keys – Girl on fire]
BIEG – PODRÓŻ


Dobiegam do Kużnicy Zbąskiej, gdzie ciemność rozbija jasne
ognisko na plaży i znajome uśmiechy Renaty i Marka, żywy doping. Nie mam
potrzeby się zatrzymywać, piję więc tylko wodę i ruszam dalej na 15 km. Nad jeziorem mylę
lekko drogę, i nadrabiam jakieś 500 metrów, postanawiam się więc pilnować. Cały
bieg odbieram teraz jako bardzo świadomy, spokojny i opanowany. Zaprogramowałam
się na takie bieganie, jakie najbardziej lubię – sama ze sobą, z jak najlepszą
kontrolą nad ciałem i głową, ale taką, żeby jednak pojawił się ten automatyzm,
do którego tęsknię, kiedy nogi same biegną, a kilometry znikają po kilka i
kilkanaście.
[Smolik/Kev Fox – Run]
[Farben Lehre feat. Gutek – Anioły i Demony]

Wbrew upowszechnionej o mnie opinii, nie zrobiłam nawet jednego zdjęcia na trasie, wszystko zarejestrowałam w głowie. Pamiętam każde drzewo, korzeń, zakręt trasy, każdy dźwięk i zapach. Tuż przed Jastrzębskiem wbiegam na przepiękne wzgórza morenowe porośnięte dywanami konwalii. Ciężko opisać ich słodki jak miód zapach wiszący w powietrzu, kiedy spomiędzy drzew skrzy się niskie jeszcze słońce. Odruchowo zwalniam, czuje się jak Odyseusz, mamiony głosami syren. Nie mogę się dać uwieść temu pięknu. Biegnę dalej.
[Jessie Ware – Running]

[Rudimantal – Free]
Miedzichowo. 41
km trasy. Wbiegam do pięknej wioski miedzy stawami.
Godzina 7.20, ludzie pracują w polu, trwa sezon na szparagi, które trzeba rano
zebrać. Wczesna pora, ciężka praca, a jednak podnoszą się, machają do biegaczy,
zawsze wzruszają mnie takie gesty, bezinteresowna życzliwość.
[Massiv Attack – Unfinished Sympathy]
[Foo
Fighters – Best of You]
Tym bardziej, że teren wokół rzeki Czarna Woda, skutecznie
szybszy bieg uniemożliwia. Grząsko, chaszcze, pień na rzeczce, który pokonuję
dość sprawnie, ale jestem świadkiem pięknej kąpieli ;) Lubię takie niespodzianki.
Co prawda salwy śmiechu wypłoszyły autorów tej pięknej przeszkody, ale i tak
natura poraża swoim dzikim pięknem i świeżą, majową zielenią. Kolejne kilometry
trasy pokonuję z uśmiechem na ustach, zwłaszcza, że trasa przed Nowym Tomyślem
pięknie kluczy po niewielkich wzniesieniach, co, dla nóg znudzonych płaską na
tym odcinku drogą, jest jak lód w drinku.
[Wojtek
Mazolewski Quintet – Get Free]

[Pablopavo i Praczas – Magnez i wapń]

[Indios Bravos – Wolna wola]
Wąsowo. Przepiękny folwark, wszystkie budynki ze starej, czerwonej cegły, olbrzymie podwórze wyłożone polnymi kamieniami. Tacy mili ludzie, poczęstunek dla biegaczy w porcelanie – kultura :) Chcę już jednak wrócić tam, gdzie moje miejsce – na trasę, w naturę, gzie nikomu nie przeszkadza, że smarkam na marynarza. Zaraz za Wąsowem wbiegam do Zaczarowanego Lasu – to jeden z najpiękniejszych fragmentów całego biegu. Soczysta majowa zieleń kipi z grądu: dęby, buki, olchy. Gęste poszycie prześwietlane tańczącymi refleksami słońca. Czuję się częścią tego lasu bardziej niż jakiejkolwiek cywilizacji. Miejscami panuje przyjemny chłód, miejscami zaś stoi gorące powietrze – na skórze czuję rozmieszczenie żył wodnych pod ziemią, w głowie świdrują mi głosy ptaków, a nos wypełnia zapach raz mokrej ziemi i ziół, a znowu dalej kurzu i igliwia. Jestem z tym światem połączona niewidzialną nicią. Awatar.
[Enya- Only time]
Pffffff… Ten piękny
fragment zostawił we mnie dużo ważniejsze ślady.
[Fisz Emade Tworzywo – Ślady]

[Natalia Przybysz – Nazywam się niebo]
Na ostatni, długi fragment trasy. Jego piękno wynagradza
jednak cały trud. Zaczyna prawdziwie boleć, ale ja umiem się tym pięknem
znieczulać. Znowu grądy, same buki i dęby, wysokie aleje, w głowie rejestruję miliony
zdjęć, kadrów, dźwięków, zapachów. Widzę, jakby z góry, w skali makro, rzeźbę
terenu, ten zamysł kompozycyjny niewidzialnej ręki natury. Widzę też z bliska
mrówkę, która mozoli się z liściem. Jestem częścią tego mikroświata. Jestem
mrówką w wielkich trybach lasu. Taka mała, a taka silna. Czuję się prawdziwie
odurzona lasem, powietrzem. Pijana szczęściem i zmęczeniem.
Już pełna, a jeszcze głodna. Chcę jeszcze więcej. Tu i
teraz.
[Fisz – Superfrajer]
Las rzednie, droga się wypiaszcza, słońce grzeje coraz
mocniej. To czas spotkań i pogawędek ;) Najpierw kilka zdań z Piotrem
Kotkowskim, który pięknie śmiga w czołówce 55-ki. Sprzedaję mu symbolicznego kopniaka
na rozpęd, sama podrywam się do coraz krótszych lotów. Czuję już jak nogi
zamula mi monotonia trasy. Spotykam Marcina Stachowiaka z kolegą. Idzie,
podpierając się kijem. Rozśmiesza mnie historią o trupie w rowie. Całkiem
ładnie zmartwychwstał, jak na trupa, żartuję na odchodnym. Biegnę dalej,
pozwalając im delektować się pięknem popołudnia. Moja miłość do lasu przechodzi
mały kryzys. Czuję, że delikatnie zabija mnie swoją pieśnią.
[Roberta
Flack - Killing Me Softly]

[Farben Lehre – Kolory]
Nawet najpiękniejsza bajka się kiedyś kończy i moja kończy
się, kiedy wybiegam z lasu i nagle widzę w oddali miasto. Na oko – 4 km asfaltu. 4 km cierpienia. Mijają mnie
koledzy z trasy ze słowami: „Gonimy cię od 30 km. Biegnij z nami!
Zasłużyłaś, żeby wbiec na metę przed nami” Nie mogę. Wszystko mnie blokuje.
Głowa mnie blokuje. Puszczam ich przodem, powitają mnie na mecie. Biegnę, przyglądając się
miastu, domom i ludziom w ich codziennych koleinach, jakbym to oglądała
pierwszy raz. Chyba po prostu potrzebowałam czasu, żeby wynurzyć się z lasu i
znowu nabrać powietrza cywilizacji.
[Fisz Emade Tworzywo- Zwiedzam świat]
Cały mój bieg był skrajnie świadomy. Nie miałam żadnego kryzysu, momentów załamania, braku wiary w siebie, wątpliwości, że to ukończę. Odwrotnie, pilnowałam się, żeby się nie ścigać, żeby nie biec na maksimum możliwości, żeby nie zepsuć sobie zabawy, żeby nie przesadzić – nie wiedziałam przecież, jak zareaguje moje ciało i psychika na taki dystans. Pod koniec miałam dość. Biegnąc już w parku i widząc metę tak blisko, zareagowałam soczystym: „Po ch*j?!” kiedy trasa zakręcała wokół parku. „Po cholerę te 200 metrów po 110 km?!” Kiedy jednak wbiegłam na ostatnią prostą, wiedziałam… Na mecie czekali moi przyjaciele, znajomi i zupełnie obcy mi ludzie. Wszyscy z uśmiechami na ustach. Dobrze było biec i wiedzieć, że tam są. I świadomość, że to zrobiłam, przebiegłam 110 km !! Euforia !! Dzika radość !! Wykrzyczana !! Sama dałam sobie najlepszy prezent ever !! Rzadko tak myślę, ale wtedy pomyślałam: Karola, jesteś po prostu najlepsza !!
[Tina
Turner – Simply the best]
PORT – PODSUMOWANIE


„Czasu w ogóle nie ma właściwie. Jeżeli komuś się dłuży,
płynie wtedy powoli, jeżeli przeciwnie, to upływa prędko, ale przecież nikt nie
wie, z jaką szybkością biegnie w rzeczywistości. – Hans Castorp nie zwykł był
filozofować, a jednak pociągało go to. Joachim zaprzeczył:
- Jak to! Czas przecież mierzymy. Mamy zegary i kalendarz i
miesiąc, który upłynął, upłynął tak samo dla ciebie, jak dla mnie i dla nas
wszystkich.
- A więc uważaj – powiedział Hans Castorp i nawet podniósł
do góry palec wskazujący – Minuta trwa według ciebie tak długo, jak ci się to
wydaje, kiedy sobie mierzysz temperaturę?
- Minuta trwa tak długo… jest czasem, którego potrzebuje
wskazówka sekundnika, żeby dokonać całego swego obrotu.

- Słuchaj no – rzekł Joachim – co ci jest właściwie? Zdaje
mi się, że pobyt tu u nas ci nie służy.
- Cicho bądź! Czuję, że myślę dziś szczególnie bystro. Czym
jest właściwie czas? – zapytał Hans Castorp i przegiął tak silnie swój nos, że
jego koniec zbielał i cała krew zeń uciekła. – Czy możesz mi na to
odpowiedzieć? Przestrzeń spostrzegamy przecież za pomocą naszych organów
zmysłowych, za pomocą wzroku i dotyku. No, dobrze. Ale co właściwie jest naszym
organem czasu? Czy możesz mi go wymienić? Widzisz, tu zapędziłem cię w kozi
róg. Ale jakżeż możemy chcieć mierzyć coś, o czym, ściśle mówiąc, nic nie
wiemy, czego żadnej, absolutnie żadnej cechy nie znamy! Mówimy: czas upływa.
Pięknie, niech sobie upływa, ale żeby móc go mierzyć… Zaraz! Ażeby być
wymierzalnym, musiałby przecież płynąć j
e d n o s t a j n i e, a gdzie jest napisane, że tak właśnie się dzieje? Dla
naszej świadomości na pewno tak nie jest, a przyjmujemy to tylko gwoli ładu i
nasze miary to przecież tylko konwencja…”
[Tomasz Mann, Czarodziejska góra, t. 1, rodz. III, Bystrość
umysłu, przeł. J. Kramsztyk, Warszwa 1972]

Bieganie daje szczególny rodzaj spełnienia.
Biegniemy więc dalej !!
Zdjęcia, za które pięknie dziękuję: Fotografia Piotr Oleszak, Michał Bartkowiak, Kamila Koziołek, Karolina Nowakowska