Wróciłam!
To był kryzys. Kryzys pisania… Kryzys czasowy… Życie po prostu. Najpierw
żyję, potem biegam, potem piszę. Trochę mi się proporcje w ostatnich miesiącach
poprzesuwały. Dużo się działo. Lubię jak się dużo dzieje.
Ale to nie do końca tak, że nie piszę, bo nie mam czasu.
Nie piszę, bo tak naprawdę zastanawiam się, czy ktoś to czyta? Czy ma ochotę?
Czy kogoś jestem w stanie zainteresować swoimi opowieściami, przemyśleniami,
spojrzeniem na świat? Czy to nie jest trochę zobowiązanie towarzyskie wobec
mnie? Sama najlepiej wiem, jak traktuję wpisy na blogach, które obserwuję.
Przebiegam wzrokiem, na niektóre w ogóle nie wchodzę. Dlaczego? Bo wiem, co tam
znajdę. Takich, które czytam regularnie jest zaledwie kilka. Są albo rzetelne,
systematyczne, specjalistyczne; albo pełne pasji, odzwierciedlające charakter
autora. Te lubię najbardziej.
Nie interesują mnie porady przekopiowane z artykułów
branżowych lub innych blogów. Nie działają na mnie banalne hasła motywacyjne.
Nie interesują mnie relacje z biegu na 5 km. Okrutne? Hmmm… Szczere.
Zastanawiam się czasem, jak zmieniło się nasze życie w
ostatnich latach, jak ciągle się zmienia. Kiedyś nie było takiego nawału dóbr
wszelkich, dostępu do technologii, informacji, wydarzeń wszelkiej maści, ale
był czas – na rodzinę, przyjaciół, spotkania, siedzenie w kuchni przy herbacie,
żarty i opowieści. A dziś mamy wszystko, co można kupić za pieniądze, a brakuje
nam czasu, bo albo chcemy być wszędzie, robić wszystko, skorzystać z każdej
okazji, a kiedy się ma różne zainteresowania, trochę się tego uzbiera – to moje
zagrożenie. Albo się pracuje więcej i więcej, żeby mieć więcej pieniędzy, za
które można kupić więcej dóbr materialnych, które budują nasz status, również w
sporcie. Gdzie tu miejsce na drugiego człowieka? Na rozmowę, na poznanie się?
Relacje międzyludzkie dramatycznie się spłycają. Nazywamy przyjaciółmi ludzi, z
którymi przez 15 minut pijemy kawę, wymieniamy informacje zamiast uczuć, myśli,
refleksji; ludzi, których z jakichś powodów potrzebujemy, których dobrze jest
znać. Czy to są prawdziwe relacje? Proponuję zrobić test. Zamilknąć. Zniknąć.
Ilu spośród „przyjaciół” się odezwie, zapyta: co słychać? co się dzieje? Nie
kiedy jest się „gwiazdą” po udanym starcie/koncercie/projekcie/wakacjach/ślubie/narodzinach
dziecka, ale w życiu szarym, nudnym, albo kiedy coś wyjątkowo spektakularnie
nie pójdzie. Kto pomyśli, kiedy nie myśli nikt? Kto bezinteresownie poświęci
kawałek swojego życia, żebyś poczuł się lepiej, nie sam.
Prawdziwy przyjaciel nie musi być zawsze przy boku, ale
kiedy się pojawia, wszystko jest szczere, autentyczne i niewysilone. Skąd na fb
i innych mediach społecznych mają się brać prawdziwe relacje? Ano z życia! Z
życia prawdziwego, bo to, co tu to tylko pewna jego emanacja, kreacja,
komunikacja, znak dziejów, nie do cofnięcia. Ale do pozytywnego wykorzystania.
Technologia to zysk, jeśli nie zamyka nas na drugiego człowieka, na życie w
swym pięknie i brzydocie, potoczystości i trudzie. Czy umiesz patrzeć w oczy i
cierpliwie słuchać, co ma ci do powiedzenia dziecko, mąż/żona, przyjaciel? Czy
znajdujesz na to czas i ochotę? Czy chcesz czytać to, co ja piszę? Bez
przerywania, wtrącania własnego ego, sprowadzania wszystkiego do nabijki, beki,
szydery, wszystkowiedzącej krytyki? Bez
zasłaniania się brakiem czasu, który marnujesz na głupoty?
Skoro dotarłaś/eś do tego miejsca tekstu, albo jesteś na
dobrej drodze, albo zaintrygowała cię moja zamierzenie prowokacyjna postawa. I
teraz trzeba sobie odpowiedzieć na pytanie: czy warto marnować czas na czytanie
głupot? Czy warto marnować czas na ludzi, którzy nic do niego nie wnoszą, tylko
wynoszą garściami? Ja wiem, że warto koncentrować się na tym, co szczere, pełne
pasji, mądrości życiowej.
Ocenę tego, czy to, co ja proponuję jest takie, zostawiam
tobie, Czytelniku. Nie zależy mi na setkach lajków, wolę kilka szczerych. Nie
piszę zarobkowo i sponsorzy nie zasypują mnie towarem; nie żebym nie chciała,
byłoby w dechę, ale nie jest to moim celem w ogóle. Nikogo do niczego też nie
namawiam, jeśli znalazłaś/eś swoją drogę, doskonale wiesz, że jesteś we
właściwym miejscu; nie motywuję inaczej niż przez własną radość z aktywności,
bo każdy najlepiej zna swoje cele i myśl o nich
jest motorem wszelkich działań, tak w życiu, jak i w sporcie. Piszę i
będę pisać, bo chcę się dzielić czymś prawdziwym z ludźmi, których to
autentycznie interesuje, w tym ze mną samą za lat kilka, kilkanaście. Nie
chciałabym się wtedy wstydzić i nie chcę, żebyście teraz musieli się czuć zażenowani
poziomem tego, co czytacie.
Nadal będę to robić rzadko, bo wszystko, co mnie porusza
potrzebuje czasu, żebym zrozumiała, jak to ugryźć, przetrawić i wykorzystać w
swoim życiu, żeby stać się lepszym człowiekiem. Nie lepszym w imię jakieś
religii, ideologii, etyki. Nie to mnie interesuje w rozwoju. Każdego dnia chcę
się stawać lepszą wersja siebie i wieczorem kładąc się spać mieć świadomość, że
nie zmarnowałam dnia. Że nie zmarnowałam danego mi czasu, w tym tego, który
poświęcasz na lekturę zapisu moich myśli i doświadczeń, Czytelniku.
I jedna prośba ode mnie, przed świętami. Zamiast kolejnej
zabawki, sprezentuj dziecku wspólne popołudnie, pieczenie ciasteczek, klejenie
modeli, cokolwiek. Zamiast kolejnego gadżetu dla
męża/żony/przyjaciela/przyjaciółki, zrób coś własnymi rękami: ciasto, czapkę na
drutach, porządek w szafie czy albumie/folderze ze zdjęciami – coś, gdzie uda
się zawrzeć najcenniejsze dziś dobro: własny czas. To najcenniejszy dar.
Dziękuję za twój.